„Kształty jej nabrały harmonijnej pełni; postać owiewała jakaś dumna omdlałość. Był w niej geniusz spokoju, nienasycone pragnienie ciszy opromienionej słońcem, nieruchomej kontemplacji; odczuwała zmysłową rozkosz życia w spokoju, której dusze Północy nigdy nie zaznają. Z przeszłości zachowała przede wszystkim swą wielką dobroć, która przepajała wszelkie inne jej uczucia. Ale w świetlanym jej uśmiechu można było wyczytać coś nowego: melancholijną pobłażliwość, trochę znużenia, głębokie zrozumienie dusz ludzkich, szczyptę ironii, spokojny zdrowy rozsądek. Z wiekiem nabrała pewnego chłodu, który chronił ją od złudzeń serca; rzadko otwierała je przed kimś, z jasnowidzącym uśmiechem broniła się przed wybuchami namiętności, które Krzysztof z trudem powściągał”
Romain Rolland „Jan Krzysztof”
Jesienne talerzyki, czyli wariacja na temat talerzyków ze śliwkami
Śliwki, orzechy włoskie i laskowe, brązowy cukier
Kruche ciasto:
300 g mąki
100 g cukru pudru
200 g zimnego masła
1 żółtko
Zagnieść ciasto, zawinąć w folię i schłodzić w lodówce przez pół godziny.
Rozkwałkować, wykrawać talerzyki i wylepiać nimi natłuszczone foremki tartaletkowe.
Wziąć śliwki i orzechy, zrobić z nimi, co się chce i posypać obficie brązowym cukrem.
Piec temp. 190 st. na złoty kolor (15-20 minut)
Częste pieczenie talerzyków zapewni naszym kształtom harmonijną pełnię!
Ładne zdjecia, mi sie szczegolnie podoba to z drzewem :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i zapraszam stale na coś do kawy:-)!
UsuńA czy gwarantują również dumną omdlałość?
OdpowiedzUsuńCóż za język, jaka emocjonalność... bosssskie ;-)
Talerzyki, niestety, też.
Ściskam czule
Gwarantują nawet zmysłową rozkosz życia! A język? Cóż, Rolland!!! Ściskam czule takoż:-)
Usuńoooooo, ja poproszę ładnie takie jedno talerzykowate ciasteczko ;)
OdpowiedzUsuńNie ma tak dobrze, musisz się do nas pofatygować osobiście!
UsuńPiękny opis postaci... To może teraz opis jesieni? Reymonta proponuję, tak na szybko (nie mam dziś zbyt wiele czasu :():
OdpowiedzUsuń...na dnie kotliny, dokoła stawu, leżała wieś i grała w słońcu jesiennymi barwami sadów - niby czerwono-żółta liszka, zwinięta na szarym liściu łopianu, od której do lasów wyciągało się długie, splątane nieco przędziwo zagonów, płachty pól szarych, sznury miedz pełnych kamionek i tarnin-tylko gdzieniegdzie w tej srebrnawej szarości rozlewały się strugi złota - łubiny żółciły się kwiatem pachnącym, to bielały omdlałe, wyschłe łożyska strumieni albo leżały piaszczyste senne drogi i nad nimi rzędy potężnych topoli z wolna wspinały się na wzgórza i pochylały ku lasom"
Bezimienna do tej pory :)))
Genialny cytat! W sobotę ruszam na poszukiwanie wsi grającej w słońcu jesiennymi barwami sadów i omdlałych łozysk strumieni!
OdpowiedzUsuńPiękny fragment opisu postaci.. i te wspaniałe zdjęcia.. Podziwiam :-)
OdpowiedzUsuńPiękna jesień.
OdpowiedzUsuńSwietne połączenie, literatury z pieczeniem:)
OdpowiedzUsuńA kształty, z pewnością nabiorą pełni,jeśli upieczemy i zjemy te wszystkie smakołyki:))))
Jesień nas rozpieszcza w tym roku, a Ty nas rozpuszczasz - toż to małe dzieła sztuki i zapewne smaku! O zdjęciach, cytatach i pomyśle nie wspomnę, bo już nam słodko ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za te miłe słowa, lejesz miód na mą duszę:-) Pozdrawiam serdecznie!
UsuńPiękny tytuł blogu i piękne zdjęcia. Z przyjemnością rozgoszczę się na dłużej częstując się jesiennym talerzykiem:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Bardzo mi miło gościć Cię tutaj Aniu, bardzo lubię i podziwiam Twój blog i czuję się zaszczycona Twoją opinią! Pozdrawiam!
Usuń