wtorek, 30 października 2012

Jesienna jedyna noc












„Moje łóżko stało pośród koszy z jabłkami, gruszkami, śliwkami. Pod wpływem imperatywu (który miał mało z Kantem wspólnego poza tym, że kategorycznie kazał mi wstać) ruszyłem w księżycowej poświacie bijącej z okna ku drzwiom prowadzącym do sąsiedniego pokoju.
Spała w nim pani domu. Nie pamiętam (poza szerokim tapczanem) urządzenia tego pokoju, ale pamiętam, że i tam panował upojny zapach owoców – głównie jabłek. Stanąłem u wezgłowia śpiącej, ale nie śmiałem jej zbudzić, chociaż domagał się tego imperatyw. Po chwili jednak głowa śpiącej uniosła się nad poduszką ku mnie i ciepły głos powiedział:
- O, jakiś harcerzyk do mnie przyszedł…
  Rzeczywiście miałem na sobie krótkie spodenki-gacięta przysłane mi przez macochę z Londynu, więc nawet dość popelinowe. Nie wziąłem pidżamy, bo nie przewidywałem noclegu poza domem.
- Czy druh postanowił się pożegnać o tak dziwnej porze, czy też może rozgrzać się trochę?
Noc jest taka chłodna… więc mogę się posunąć…
- Cóż, skoro druhna taka łaskawa…
   Zagospodarowaliśmy (małorolna i bezrolny) te parę metrów tapczanu do świtu. Przez cały czas towarzyszył mi jabłeczny zapach jesieni. O świcie odchodził z pobliskiej stacyjki pociąg do Bydgoszczy.  Chyba to było Białośliwie, ale jabłka pachniały tam najmocniej. Nigdy tam nie wróciłem, bo i po co. To była całość zamknięta w sobie. Nic dodać, nic (broń Boże!) ująć – owocowy, jesienny, pachnący jabłkami epizod. Nie ujawniony (aż do dziś), więc właściwie jakby go nigdy nie było. Grzech sam się przez ten zapach rozgrzeszający.”


Jeremi Przybora „Przymknięte oko Opaczności. Memuarów część II”







Melancholijne ciasteczka (by utrwalić ten "poryw uczucia maleńki"!)

30 dag mąki tortowej
30 dag mąki krupczatki
25 dag masła
3/4 szklanki cukru pudru
3 żółtka
1 całe jajko
kilka łyżek śmietany

Masło posiekać z przesianą mąką, dodać cukier, żółtka, jajko i śmietanę, wyrobić gładkie ciasto. Schłodzić przez pół godziny w lodówce. Wykrawać melancholijnie ciastka (zalecane liście wszelkiego rodzaju), starając się nie kapać na nie łzami tęsknoty (chyba że planujemy wersję wytrawną). Piec w temp. 180 stopni na złoty kolor.





niedziela, 28 października 2012

Gdy wkrada się chłód











„Minęło blisko pół godziny i Fanny czuła się coraz pewniej i swobodniej, kiedy nagle doszedł ją odgłos miarowych kroków – ciężkich kroków, rzadko słyszanych w tej części domu’ były to kroki wuja, znała je równie dobrze jak jego głos. Ileż to razy, słysząc je, trzęsła się z przerażenia; teraz też zaczęła drżeć w obawie, ze idzie na rozmowę z nią, wszystko jedno o czym. Istotnie sir Thomas uchylił drzwi, zapytał, czy jest i czy może wejść. Zalała ją fala strachu, jak kiedyś, kiedy zwykł przychodzić do tego pokoju i czuła się, jakby ją miał za chwilę przepytywać z francuskiego czy angielskiego.
  Z najwyższą jednak uprzejmością podsunęła mu krzesło, starając się okazać, ze uważa tę wizytę za zaszczyt, lecz zdenerwowana i przejęta, całkiem zapomniała o niedostatkach swojego apartamentu; wuj zatrzymał się gwałtownie w wejściu i zapytał ze zdumieniem:
- Dlaczego nie masz dzisiaj ognia na kominku?
  Na dworze leżał śnieg i Fanny siedziała otulona szalem. Zawahała się.
- Nie jest mi zimno, proszę wujka… nigdy tu nie przesiaduję długo o tej porze roku.
- Ale masz tu zazwyczaj ogień?
- Nie, proszę wujka.
- Jakże to możliwe? Musiała zajść jakaś pomyłka. Rozumiałem, że dostajesz do swojego użytku ten pokój z wszelkimi wygodami. Wiem, że w swojej sypialni nie możesz mieć ognia. To musi być jakieś nieporozumienie, które trzeba wyjaśnić. Jest rzeczą wysoce niewłaściwą, byś tu siedziała – choćby tylko pół godziny dziennie – bez ognia na kominku.”


Jane Austen "Mansfeld Park"







Dla wszystkich, którzy podobnie jak Fanny Price siedzą bez ognia na kominku, rozgrzewająca czekoladowa babka z ajerkoniakiem


7 jajek
200 g cukru pudru
cukier waniliowy
375 ml ajerkoniaku
375 ml oleju
450 g mąki
3 łyżeczki proszku do pieczenia
3 łyżki kakao


Jajka zmiksować z cukrem na gładką masę, dodawać na przemian likier i olej, następnie partiami mąkę z proszkem. Połowę ciasta wlać do wysmarowanej tłuszczem formy (szer. ok 28 cm, wysokość 12 cm). Do drugiej części dodać kakao, wlać na ciasto jasne, wygładzić.
Piec w temp. 180 st. ok. 60 minut, do "suchego patyczka"







piątek, 26 października 2012

Jabłkowite, kare, bułane...













„Rozpleciony warkocz smagał mnie po głowie, po oczach, po ustach. Chciałem go schwycić zębami. Właśnie wtedy, patrząc za warkoczem, potknąłem się o koszyk. Było w nim sporo jabłek. Podniosłem go z ziemi i po trosze, żeby dokuczyć tańczącej nieustannie dziewczynie,
a po trosze z rozpierającej mnie uciechy, wyjmowałem czerwone jabłka z koszyka i rzucałem nimi w pobliski staw.
  Jabłka spadały między kąpiących się chłopców. Niektóre trafiały w końskie zady, pękając. Od tych jabłek woda stawała się jabłkowita i jabłkowite kare i bułane konie. Konie trafione jabłkami płoszyły się i rżąc na całe ogrody i wierzgając uciekały ze stawu. Za końmi, uczepieni ich grzyw i ogonów, wyskakiwali na brzeg chłopcy. Ich nagość świeciła w zmierzchu przydymionym złotem.”


Tadeusz Nowak „A jak królem, a jak katem będziesz”












środa, 24 października 2012

W mroku i we mgle








„Na kominku tlił się słaby ogień. W pokoju panował półmrok. Ciemna lampa stojąca u nóg łóżka była jedynym światłem. Stara Wyat nakazała nam szeptem, byśmy nie podnosiły głosu i nie odchodziły od kominka, chyba że chory zawoła albo zobaczymy oznaki osłabienia. Były to zalecenia lekarza, który go odwiedził.
  Zasiadłyśmy zatem z Milly przy kominku, a stara Wyat wyszła, zdając nas na nasze siły. Słyszałyśmy oddech chorego, leżał jednak zupełnie nieruchomo. Rozmawiałyśmy szeptem, ale rozmowa rwała się. Ja, swoim zwyczajem, czyniłam sobie wyrzuty z powodu cierpienia, którego stałam się przyczyną. Po półgodzinie bezładnych szeptów i milczenia, które stawało się coraz dłuższe, widać było wyraźnie, że Milly zasypia.
… Walczyła z sennością, a ja ze wszystkich sił starałam się podtrzymać rozmowę, lecz nic to nie pomogło – zapadła w sen. Byłam teraz jedyną w pełni przytomną osobą w tym upiornym pokoju. (…)
   Gdy spojrzałam ku drzwiom, wydało mi się, że dostrzegłam twarz, najstraszliwszą, jaką wyobraźnia mogła mi podsunąć, zaglądającą nieruchomo do pokoju. Widziałam ją tylko w trzech czwartych, resztę zasłaniały drzwi, wydało mi się także, że widzę palce. Twarz spoglądała w kierunku łóżka i w niepewnym świetle wyglądała niczym żywa maska z oczyma białymi jak kreda.”


Joseph Sheridan Le Fanu „Stryj Silas”








Lubicie powieści gotyckie? Czy jest milsza lektura w zimne i deszczowe wieczory jesienne, czytana koniecznie, dla bezpieczeństwa, POD KOŁDRĄ?
Strach dobrze jest zagryżć kruchym nietoperzem....






czwartek, 18 października 2012

Pełnia jesieni









„Kształty jej nabrały harmonijnej pełni; postać owiewała jakaś dumna omdlałość. Był w niej geniusz spokoju, nienasycone pragnienie ciszy opromienionej słońcem, nieruchomej kontemplacji; odczuwała zmysłową rozkosz życia w spokoju, której dusze Północy nigdy nie zaznają. Z przeszłości zachowała przede wszystkim swą wielką dobroć, która przepajała wszelkie inne jej uczucia. Ale w świetlanym jej uśmiechu można było wyczytać coś nowego: melancholijną pobłażliwość, trochę znużenia, głębokie zrozumienie dusz ludzkich, szczyptę ironii, spokojny zdrowy rozsądek. Z wiekiem nabrała pewnego chłodu, który chronił ją od złudzeń serca; rzadko otwierała je przed kimś, z jasnowidzącym uśmiechem broniła się przed wybuchami namiętności, które Krzysztof z trudem powściągał”


Romain Rolland „Jan Krzysztof”







Jesienne talerzyki, czyli wariacja na temat talerzyków ze śliwkami

Śliwki, orzechy włoskie i laskowe, brązowy cukier

Kruche ciasto:

300 g mąki
100 g cukru pudru
200 g zimnego masła
1 żółtko

Zagnieść ciasto, zawinąć w folię i schłodzić w lodówce przez pół godziny.
Rozkwałkować, wykrawać talerzyki i wylepiać nimi natłuszczone foremki tartaletkowe.
Wziąć śliwki i orzechy, zrobić z nimi, co się chce i posypać obficie brązowym cukrem.
Piec  temp. 190 st. na złoty kolor (15-20 minut)
Częste pieczenie talerzyków zapewni naszym kształtom harmonijną pełnię!








środa, 17 października 2012

Jabłka









„Patrząc mi w oczy, schyliła się po jabłko. Idąc kroczek za kroczkiem, niosła je na wyciągniętej dłoni. Była tuż przy mnie. Przez jej zwróconą w bok twarz przelatywało światło bielejącego owsa i zaczynającej się złocić kukurydzy. Wziąłem jabłko z jej dłoni. Otarłem je z puszku i z całych sił podrzuciłem do góry. Przymknąłem oczy, nadstawiając dłonie. Jabłko klaszcząc spadło w moje ręce. Podskoczyłem z radości i biłem w nie zęby. Sołtysówna spoglądała na mnie, uśmiechając się z zawstydzenia. Nie wiedziałem tylko, czy dlatego, że tak chciwie pochłaniałem jabłko, sycąc pragnienie, czy też dlatego, że skakałem z radości jak wypuszczony po tygodniu z kojca podstarzały kogut.
- Nie udław się tylko. Już taki jeden był, co się udławił kawałkiem jabłka i dotąd nie może go przełknąć. Nie udław się, Piotrek. Kto wtedy będzie śpiewał w chórze? I kto mi powie za ciebie, na coś chciał to jabłko?
- Jak już chcesz tak koniecznie wiedzieć, to powiem. Na raj. Czemu tak patrzysz? Mówię przecież, że na raj. I to z tobą, dziewuszko. Nie masz pojęcia, jak mi się zachciało z tobą tego raju. A da Bóg, to jeszcze z jakimś przysiółkiem, jakąś kukułką w dębinie.”


Tadeusz Nowak „A jak królem, a jak katem będziesz”









Delikatna szarlotka

1 kg złotych renet obrać, pokroić w plastry i udusić do miękkości z trzema łyżkami wody i cukrem waniliowym. Odstawić do wysytygnięcia.


10 dag mąki krupczatki
30 dag mąki tortowej
1/2 szklanki cukru pudru
20 dag zimnego masła
3 żółtka
2-3 łyżki śmietany

Z podanych składników zagnieść ciasto, owinąć w folię i schłodzić w lodóce przez pół godziny. Ciasto podzielić na dwie części, rozwałkować dwa koła, jedno położyć na dnie natłuszczonej okrągłej formy (średnica 26 cm), wyłożyć jabłka, przykryć drugim krążkem ciasta.
Piec w temp. 180 st. na złoty kolor, ok. 60 minut.
Po upieczeniu oprószyć cukrem pudrem.









sobota, 13 października 2012

Koncert jesienny











„Róża prędko przeszła do salonu i zapaliwszy świece, wydobyła skrzypce z pudła. Na pulpicie rozłożyła partyturę. Gorączkowo podkręciła kołki, nastroiła instrument. Głowa pałała, ręce były zimne.
 - Zagram czy nie zagram? Allegra nie ma co próbować. Adagio. Pamiętam każdą nutę. Tylko czy pasaże wyjdą?
  Zupełnie tak samo wyraźnie jak szelest liści za szybą, plusk sadzawki i szkliste dzwonienie księżyca słyszała wiolonczele, flety, altówki Brahmsowskiego koncertu. Wyczekała, aż rozwieje się akord trąbek…
  Pierwsze takty skrzypcowego partu zadźwięczały blado, w palcach nie było jeszcze ciepła, w piersi za wiele żaru. Niebawem wszakże wyrównał się bieg krwi, prawa stopa ledwie widoczną pulsacją wybijała rytm, ramiona stężały na marmur, kiście nabrały miękkości.
  Poprzez kantylenę płynącą na fal klarnetów dotarła łatwo do sola, które wypadło bezbłędnie.
Upojona uległością mięśni i współbrzmieniem fikcyjnej orkiestry zwycięsko snuła pasaże. Ton nabierał z wolna mocy, forte espressivo miało już pełny wyraz, staccata, szóstki arpeggia ulatywały ze strun pasmami niezakłóconej błogości. Ostatnia fermata była jak szczęśliwe westchnienie.”

Maria Kuncewiczowa „Cudzoziemka”