niedziela, 25 listopada 2012

Pora na anioły








„- Panie Arkadiuszu –odezwała się pani des Aubels – niech pan stąd odejdzie, bardzo pana proszę. Strasznie mnie krępuje, gdy jestem w koszuli w obecności dwóch mężczyzn. Proszę mi wierzyć, że nie jestem do tego przyzwyczajona.
 Siedziała na łóżku w kucki, gładkie jej kolana przeświecały w cieniu poniżej krótkiej i lekkiej koszuli; zakrywając łono skrzyżowanymi rękami, ukazywała jedynie pełne i krągłe ramiona oraz płowe włosy w szalonym nieładzie.
 - Proszę się nie niepokoić – odpowiedziała zjawa – sytuacja nie jest tak drażliwa, jak ją pani określa: znajduje się pani nie wobec dwóch mężczyzn, lecz wobec jednego mężczyzny i jednego anioła.
Przenikając ciemności, obrzuciła obcego spojrzeniem, w którym zrodził się niepokój co do pewnej poszlaki dość niejasnej, ale bynajmniej nie błahej; zapytała więc:
- Proszę pana, czy pan aby na pewno jest aniołem?
Zjawa poprosiła ją, by co do tego nie miała żadnej wątpliwości i podała ścisłe dane swego pochodzenia:
- Są trzy hierarchie duchów niebieskich, składające się z dziewięciu chórów; pierwsza obejmuje Serafów, Cherubów i Trony; druga Panowania, Cnoty i Potęgi, trzecia Królestwa, Archanioły i Anioły zwykłe. Ja należę do dziewiątego chóru trzeciej hierarchii.”


Anatol France „Bunt aniołów”









Anioły korzenno – pomarańczowe

300 g mąki pszennej
200 g zimnego masła
50 g cukru pudru
2 żółtka
2 łyżeczki startej skórki pomarańczowej
1 łyżeczka przyprawy do pierników
2 łyżki soku z pomarańczy

Lukier:

cukier puder
kilka łyżek wrzątku
barwniki spożywcze w płynie


Masło posiekać z przesianą mąką, przyprawą do pierników i cukrem, dodać żółtka, skórkę pomarańczową i sok, wyrobić szybko gładkie ciasto. Ciasto zwinąć w kulę, owinąć folią i schłodzić przez godzinę w lodówce. Ciasto jest elastyczne, świetnie się z nim pracuje.
Ciastka piec w temp. 180 st. do zrumienienia.
Ochłodzić na kratce, polukrować i ozdobić cukrowymi perełkami.

Inspiracją był przepis znaleziony na blogu www.malacukierenka.pl











środa, 21 listopada 2012

Cynamon i koty








„Fanszetka, szczęśliwe stworzenie, przyjęła w pogodzie ducha ten wyjazd na pensję. Bez protestu zgodziła się na talerz z trocinami wstawiony między moje łóżko a ścianę i teraz, pochylona, zabawiam się odczytywaniem z jej kociej fizjonomii kolejnych faz pewnej ważnej czynności. Manszetka myje sobie starannie tylne łapki. Pyszczek układny i bez wyrazu. Raptowna przerwa w myciu: powaga i nieokreślone zatroskanie.”


Colette „Klaudyna w Paryżu”












Cynamonowe koty z nutką pomarańczy

15 dag mąki pszennej
10 dag zimnego masła
1 żółtko
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka kakao
kilka kropelek aromatu pomarańczowego


Masło posiekać z przesianą mąką wymieszaną z cynamonem i kakao. Dodać żółtko, aromat pomarańczowy, wyrobić ciasto, zwinąć w kulę i schłodzić przez pół godziny w lodówce.
Wałkować ciasto cienko, piec ciastka w temp. 180 st. ok. 10 minut.
Schłodzone koty polukrować lukrem ukręconym z cukru pudru i kilku łyżek wrzącej wody z dodatkem soku z pomarańczy lub aromatu.








poniedziałek, 19 listopada 2012

Czekoladowość absolutna








„ - Przypuszczasz, że prawie o mnie zapomniała? – powiedział drwiąco – O,Nelly, ty wiesz, że to nieprawda! Wiesz tak samo dobrze jak ja, że o mnie myśli tysiąc razy więcej niż o Lintonie. W najgorszym okresie mego życia i mnie nękała podobna wątpliwość. Dręczyła mnie zeszłego lata po powrocie w te strony. Ale teraz tylko jej własne zapewnienie mogłoby znów przekonać mnie o tej okropnej prawdzie. A wtedy Linton, Hindley, wszelkie moje marzenia i zamiary – wszystko obróciłoby się w nicość. Moja przyszłość zawarłaby się w dwóch słowach: ś m i e r ć  i  p i e k ł o. Życie po jej stracie stałoby się piekłem. A jednak ja, głupiec, lękałem się przez chwilę, że ona wyżej sobie ceni przywiązanie Clintona niż moje.
Ja w jeden dzień potrafię więcej potęgi włożyć w moją miłość niż on przez osiemdziesiąt lat, choćby kochał całą mocą swej marnej istoty. A Katarzyna ma serce równie gorące jak ja.
Prędzej by koński żłób zdołał pomieścić morze niż jego osoba całe jej uczucie.”

Emily Bronte „Wichrowe Wzgórza”







Słodycz i gorycz uczucia, gorąca namiętność i tkliwe zniewolenie, czyli

Czekoladowość absolutna: Le negre


200 g gorzkiej czekolady
200 g masła
190 g białego cukru
4 duże jajka

Czekoladę połamać, w dużym rondlu roztopić masło i czekoladę. Żółtka ubić z cukrem, a gdy masa zbieleje, dodać do masy czekoladowej. Białka ubić na sztywną pianę ze szczyptą soli i delikatnie wymieszać z masą. Przelać do natłuszczonej teflonowej tortownicy (zwykłą tortownicę konecznie wyłożyć papierem do pieczenia), wyrównać powierzchnię.
Piec w temp. 180 st. przez 40 minut.

Idealnie smakuje z kieliszkiem wytrawnego wina. Autor przepisu, Marek Łebkowski, proponuje wino czerwone, ja niezmiennie pozostaję przy białym.





czwartek, 15 listopada 2012

Czerwień i złoto








„Nie odezwała się słowem, tylko ze śmiechem podeszła do skrzyni i wyciągnęła żółtą jedwabną koszulę. Pierwszy raz wdziała ją dzisiaj i gdy spłynęła wzdłuż ciała, Krystyna poczuła miły chłód i miękkość. Wkoło szyi i nad piersią, jak daleko sięgało wycięcie sukni, koszula była pięknie wyszyta srebrem oraz niebieskim i brązowym jedwabiem; tak samo były ozdobione rękawy. Krystyna naciągnęła płócienne pończochy i związała mocno małe purpurowo-niebieskie trzewiczki, które owego nieszczęsnego dnia Haakon szczęśliwie przyniósł do domu. Ingebjorga ciąż patrzyła na nią, Krystyna rzekła więc ze śmiechem:
- Ojciec pouczał mnie zawsze, że nie powinniśmy okazywać lekceważenia tym, którzy stoją niżej od nas, ty jednak jesteś pewnie zbyt dumna, aby się przystoić dla chłopów i dzierżawców.
  Ingeborga pokraśniała jak jagoda, opuściła wełnianą koszulę przez białe biodra i wciągnęła czerwoną, jedwabną. Krystyna włożyła przez głowę najlepszą aksamitną suknię koloru fiołkowego, głęboko wyciętą na piersi, z rozciętymi rękawami sięgającymi prawie do ziemi.
Opasała biodra złoconym pasem i narzuciła na plecy futrzane okrycie, po czym strząsnęła bujne, jasne włosy na ramiona, a na czoło włożyła złotą opaskę z wykutymi w niej małymi różyczkami.
  Widziała, ze Helga stoi i przypatruje się im. Wyjęła więc ze skrzyni wielką srebrną klamrę, tę samą, która spinała jej okrycie wówczas, kiedy Bentein zaczepił ją na gościńcu i której odtąd nigdy nie nosiła. Teraz zbliżyła się do Helgi i rzekła cicho:
- Wiem dobrze, że wczoraj wieczorem chciałaś mi oddać przysługę. Nie sądź, ze jestem niewdzięczna – i wsunęła jej klamrę do ręki.
  Ingebjorga również była bardzo piękna w swej zielonej sukni z czerwonym jedwabnym okryciem na plecach i z rozpuszczonymi włosami. <<Wystroiły się na zawody<< - pomyślała Krystyna i roześmiała się”


Sigrid Undset „Krystyna córka Lavransa”









Listopad ciągle jeszcze jest wystrojony w czerwień i złoto, więc ciasto musi być złote i czerwone!


Ciasto z dżemem truskawkowym

3 jajka
150 g drobnego cukru
150 g jogurtu truskawkowego
300 mąki tortowej
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
60 g roztopionego i ostudzonego masła
dżem truskawkowy

Jajka ubić z cukrem na puszystą masę, dodawać stopniowo świeżo przesianą mąkę z proszkiem, jogurt i masło. Casto wlać do formy keksowej, na wierzchu rozsmarować dżem i delikatnie wmieszać go w ciasto. Piec w temp. 180 st. ok. 60 minut, do suchego patyczka.
Jest bardzo łatwe do przygotowania, jeszcze łatwejsze do zjedzenia i pięknie pachnie truskawkami.
Przepis znalazłam na blogu Liski www.whiteplate.blogspot.com




poniedziałek, 5 listopada 2012

Dzień Zaduszny











„Po nadmiernie długim życiu, kiedy i mnie otoczyła chmurna szarość jesieni, a czasu przed sobą mam jeszcze tylko tyle – jak mawiał, zmarły już, ktoś mi bliski – co mysi ogonek…
  Zresztą i to nieprawda! – Albo jest wieczność albo czas; otchłań bez kresu lub zespół galaktyk zamknięty i w ogromie swoim wymierny. Nic trzeciego istnieć nie może. Przynajmniej w kręgu pojęć dostępnych rozpoznaniu naszych – pożal się, ale komu?! – pięciu tylko zmysłów.
  Oficjalnie przypisany do któregoś z Kościołów tej ziemi, każdy człowiek ma na własny użytek pomyślane dzieje świata i Siły rządzącej nim, do której wolno się modlić, lecz od której spodziewać się nie można niczego. (…)
… Czy wobec takiej koncepcji wszechrzeczy warto utrwalać zapisem przebiegi ludzkich żywotów? Zmiennych barw czasu, gdy cierpieniom dawana bywała chwila ulgi i w kontraście napływały złudzenia szczęścia, pogodnego nieba, które wkrótce znów zaciemnało pod zwałami chmur ciężarnych niedolą?... (…)
  Co się tyczy pokłosia po moim długim życiu, nie widzę go w sposobie przeszukiwania rżyska na podobieństwo ptaków, choćby ciągnąć się ono miało aż po najwcześniejszą bruzdę mych narodzin. Raczej postrzegam lufę armatnią niezmiernie długą, skroś której przestrzelono mój żywot i gdy teraz zaglądam w jej wylot, tym mniej widzę, im głębiej sięgam wzrokiem we wnętrze zaćmione skłębionym kurzem czasu, poprzez którego warstwy pragnąłbym przeszperać najdawniejsze dzieje moje, gdzie mogłem pogubić i zostawić różności.”


Jerzy Waldorff „Moje lampki oliwne”






Sernik godny przodków

Sernik z przepisu mojej Cioci Zosi, mięsisty i jedwabisty, zawiera morderczą ilość jajek, a jeden kawałek może zastąpić obiad. Majstersztyk. Kęs minionego, dobrego Czasu.


Ciasto:
12 dag mąki
1 łyżka kakao
10 dag masła
8 dag cukru pudru
1 całe jajko
1 łyżeczka proszku

Masło utrzeć z cukrem i jajkem, dodać mąkę, proszek i kakao.

Masa serowa:
1 kg sera
½ kostki masła
¾ szkl. cukru pudru
1 budyń śmietankowy
1 cukier waniliowy
10 jajek
kilka kropel olejku cytrynowego i pomarańczowego
brzoskwinie z puszki
  
Żółtka utrzeć z cukrem na puszystą masę, dodać masło, ser, budyń, olejki, utrzeć dokładnie, na końcu dodać pianę z białek i wymieszać delikatnie drewnianą łyżką.

Ciasto wyłożyć na prostokątną blachę, wyrównać, wylać na nie połowę masy serowej, ułożyć pokrojone, osączone z syropu brzoskwinie, przykryć resztą masy serowej.
Piec w temp. 180 st. ok. 1,5 godziny.

Polewa:
2 łyżki cukru pudru
2 łyżki kakao
3 łyżki mleka
1 łyżka masła

Rozpuścić i posmarować wystudzone ciasto, posypać wiórkami kokosowymi.





czwartek, 1 listopada 2012

Cisza









„Zasypiając, wciąż myślał o tym, o czym myślał przez cały ten czas – o życiu i śmierci. Więcej o śmierci. Czuł się jej bliższy.
  >>Miłość? Cóż to takiego: miłość? – rozmyślał – Miłość przeszkadza śmierci. Miłość jest życiem. Wszystko, wszystko, co rozumiem, rozumiem tylko dlatego, że kocham. Wszystko tylko nią jej związane. Miłość jest Bogiem, umrzeć – to znaczy, że ja, cząstka miłości, wrócę do wspólnego, wiecznego źródła.<<
  Myśli te wydawały mu się pocieszające. Ale były to tylko myśli. Brakowało w nich czegoś, było tu coś jednostronnie osobistego, wyrozumowanego – nie było oczywistości. Pozostawał uprzedni niepokój i niejasność. Zasnął. (…)
  Ostatnie dni i godziny jego minęły zwyczajnie i prosto. I księżniczka Maria i Natasza, nie odchodząc od niego, odczuwały to. Nie płakały, nie drżały i gdy umierał, same, czując to, nie pielęgnowały jego (jego już nie było, odszedł od nich), tylko najbliższe wspomnienie o nim – jego ciało. Uczucia obu były tak silne, że nie działała na nie zewnętrzna straszna strona śmierci i nie potrzebowały rozjątrzać swego bólu. Nie płakały ani gdy były przy nim, ani gdy przy nim nie były, ale nigdy też nie rozmawiały o nim między sobą. Czuły, że nie można wyrazić słowami tego, co rozumiały.
  Obie widziały, jak coraz głębiej, powoli i spokojnie pogrążał się, odchodził od nich dokądś tam i obie wiedziały, że to tak być powinno, że to jest dobrze. (…)
  Przy ostatnich drganiach ciała opuszczanego przez duszę były obecne księżniczka Maria i Natasza.
- Umarł? – powiedziała księżniczka Maria, gdy ciało jego już kilka minut leżało przed nimi nieruchome, stygnące. Natasza podeszła, spojrzała w martwe oczy i śpiesznie je zamknęła. Zamknęła je i nie pocałowała, lecz przylgnęła do tego, co było najbliższym o nim wspomnieniem.
>>Dokąd on odszedł? Gdzie on teraz?...<<
  Gdy odziane, umyte ciało leżało w trumnie na stole, wszyscy podchodzili do niego, by się pożegnać i wszyscy płakali.
  Nikołuszka płakał z bolesnego zdumienia, rozrywającego mu serce. Hrabina i Sonia płakały przez współczucie dla Nataszy i dlatego, że go już nie ma. Stary hrabia płakał, gdyż czuł, że i on niedługo musi zrobić ten straszny krok.
  Natasza i księżniczka Maria płakały teraz również, ale nie z powodu osobistego bólu – płakały z nabożnego wzruszenia ogarniającego ich dusze wobec świadomości prostej a uroczystej tajemnicy śmierci, jaka się przy nich dokonała.”


Lew Tołstoj „Wojna i pokój”