poniedziałek, 17 września 2012

Młyn nad Utratą












„- Pani mieszka w młynach?
  Pani zaśmiała się:
- W jednym, oczywiście, w jednym młynie. Nazywa się Tarnice.
  Juliusz nie znał tej drogi ani miejsca, do którego się udawali. Było tam bardzo ładnie.
Suche i piaszczyste pola nagle się urywały nad zielonym zagłębieniem; zielona łąka ciągnęła się w obie strony dość daleko, a środkiem przebłyskiwała mała i kręta rzeczka, zarośnięta, ale dosyć bystra. Miejscami kwitły na niej białe lilie. Woda wydawała się jasna i lekka jak niebo.
  Jechali piaszczystą i wyboistą drogą, na samej granicy pomiędzy wyschłym polem, gdzie rosło rzadkie żyto, a zieloną łąką, świeżo skoszoną, na której już odrastająca trawa zieleniła się przezroczyście. Kiedy wyjechali na pewnego rodzaju górkę, raczej zakręt drogi, ujrzeli przed sobą rozszerzenie łąki, rzeczka tworzyła tu parę łuków i zahamowana zastawami rozlewała się w dość duży staw. Leżał on teraz szeroki, obrośnięty olchami i wierzbami, nieruchomy i senny. Słońce dopiekało coraz mocniej.
- Pan nie zna tych okolic? To są Tarnice –pokazała staw.
  Nad stawem stał młyn. Dziwna to była konstrukcja, zapewne bardzo stara. Nad drewnianym parterem, pociemniałym od weku, czarnym prawie i nieco nadpróchniałym, połączona z nim wielkimi schodami, wznosiła się mieszkalna tynkowana nadbudówka, okryta łamanym dachem, niezmiernie prosta, a jednak mająca wiele wdzięku w jednakowych, trzyokiennych, zwróconych w cztery strony świata fasadach. Na każdej z tych fasad widniały małe balkony, największy od strony stawu. U grobli przed młynem położonej uchodziła spod wysokiego mnicha, spod uniesionej zastawy, strumieniem, przezroczysta Utrata i rozlewała się dalej po łąkach, sprzęgnięta znowu w pełnej odległości szarą sylwetą młyna i znowu pobłyskiwała stawem.”

Jarosław Iwaszkiewicz „Młyn nad Utratą”









Kruche młyny

150 g miękkiego masła
75 g cukru pudru
1 żółtko
szczypta soli
225 g mąki pszennej

Masło utrzeć z cukrem na gładką masę, dodać żółtko, sól, mąkę i zagnieść ciasto.
Zawinąć w folię i schłodzić przez godzinę w lodówce.
Wałkować casto dość cienko, piec ciastka w temp. 180 st do zrumienienia.
Nie zagłębiać się w pasjonującej lekturze, bo młyny się za mocno przypieką (jak widać na zdjęciu)!

Inspiracją ciasteczkową był przepis ze strony www.mojewypieki.com

3 komentarze:

  1. Nostalgiczna opowieść i ciekawe foremki do ciasteczek. Fajnie jest chrupać młyny:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja sądzę, że to Sklad Rzeczy. www.skladrzeczy.pl

    Mają takie fajne wykrawaczki z uchwycikiem.
    W ogóle spory wybór fajnych foremek.

    OdpowiedzUsuń